Recenzja filmu

Mama Rosa (2016)
Brillante Mendoza

Matka łez

Pochodzący z Filipin Brillante Mendoza, mimo nagrody w Cannes za reżyserię "Kinatay" przed siedmioma laty, wciąż nie doczekał się należytego rozgłosu. Jego filmy to nie tylko przenikliwe portrety
Rosa Reyes (Jaclyn Jose) nie urodziła się wczoraj. Wie, że rutynowy nalot policji na jej knajpę jeszcze nic nie znaczy. Idzie w zaparte: narkotyki w lodówce nie są jej, dzieci i mąż nie mają z nimi nic wspólnego, ona zresztą też. Dwa telefony komórkowe to kwestia wygody, a klienci spragnieni byli jedynie pierożków. W konfrontacji ze skorumpowaną policją z Manili bohaterka będzie jednak bezsilna. Powietrze gęstnieje, funkcjonariusze chcą łapówki, straszą wieloletnim więzieniem. To będzie długa noc.  

Pochodzący z Filipin Brillante Mendoza, mimo nagrody w Cannes za reżyserię "Kinatay" przed siedmioma laty, wciąż nie doczekał się należytego rozgłosu. Jego filmy to nie tylko przenikliwe portrety kraju na krawędzi gospodarczej zapaści. To również skonstruowane w zgodzie z gatunkowymi wzorcami moralitety o ludziach doprowadzonych do ostateczności. Po potknięciu, którym okazała się międzynarodowa koprodukcja "Pozdrowienia z raju" z Isabelle Huppert, oraz nieudanym "Taklub" Mendoza wraca na stare śmieci i udowadnia, że spadek z reżyserskiej pierwszej ligi był tylko wypadkiem przy pracy.  

Wyjątkowość "Ma' Rosa" na tle reszty jego filmów objawia się głównie w warstwie formalnej – ostentacyjnie nieatrakcyjnej, chaotycznej, łamiącej reguły montażu i kompozycji kadru. Mendoza kręci tanim sprzętem, obraz z cyfrowej kamery jest bury i niedoskonały, a o długości ujęć decyduje chyba rzut kostką. Paradoksalnie, wszystko to świadczy o formalnej precyzji, Mendoza podąża za percepcją bohaterki, kobiety wyrwanej nagle z ciasnej, ale własnej przestrzeni i wrzuconej między wilki. Muzyka Teresy Barrozo to zlepek najróżniejszych klimatów, eskalujące niskie tony oraz ich nagłe przełamania, nuty czysto ilustracyjne i zaskakujące dysonanse. Z kolei w niesamowitej palecie dźwięków gwar miasta za oknem łączy się z biurową krzątaniną, szept Rosy słychać pomimo krzyku jej prześladowców.  

Tym większa szkoda, że w parze z imponującą formą nie idzie wgląd w psychikę straumatyzowanej bohaterki. Trudno wyczuć, co dzieje się w głowie Rosy. Jak ewoluuje w trakcie filmu, o czym myśli, czy zmienia priorytety wraz z eskalacją opresji. Podobnie jak wątek korupcji na najwyższych szczeblach władzy jest dla Mendozy jedynie wygodnym fabularnym "zapalnikiem", tak i Rosa potraktowana jest zbyt instrumentalnie. To użyteczna w krytyce systemu figura matki boleściwej i "reprezentantka biedy". Kobieta, której celem – w obliczu utraty godności – staje się jedynie przetrwanie. Film Mendozy, choć trzymający w napięciu i bezkompromisowy formalnie – jest zimny w najgorszym znaczeniu tego słowa. Nie pozwala na żaden rodzaj emocjonalnej identyfikacji. Pokazuje, że zarówno dla Rosy, jak i dla brudnych gliniarzy, to po prostu kolejny dzień w biurze.  
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones